Niektórzy chyba mają po dziurki w nosie wybrakowanych produktów od N i dają temu coraz większy upust. I nie ma się co dziwić
Spytacie, jak to możliwe, że sympatyczna gierka simowa o budowaniu swojej małej enklawy na wyspie może wkurzyć taką rzeszę graczy? No właśnie wyspą. Limitowaną do jednej na jedną konsolę Switch… Tak, dobrze czytacie – nawet jeżeli stworzysz nową postać w grze, nadal trafi na tą samą wyspę. Doprowadza to do sytuacji, gdy na pojedynczej wysepce żyje kilkanaście postaci, jest kompletny brak zasobów i brakuje tylko opcji „wojna!”, żeby postacie zaczęły walczyć między sobą o przetrwanie najsilniejszego. Brzmi śmieszenie? Wg mnie taka funkcja serio dodałaby smaczku grze i można ją nawet nazwać jakoś ciekawie, np. Animal Crossing: Warzone. Pokojowe i słodkie potworki stają się żądnych krwi potworami, niczym Isabelle na trailerach DOOM Eternal.
Abstrahując od humorystycznego aspektu – jedynym obejściem problemu jest instalacja gry na drugiej konsoli. Gdyby Switch był tani jak Nintendo DS (poniżej 700zł na premierę), to jeszcze byłoby to do przełknięcia. Ale mówimy tu o „pełnoprawnej konsoli hybrydowej” za pełną cenę, za którą możemy mieć Xboxa One X albo PS4 Pro. I wyobraźcie sobie, że musicie kupić drugiego PS4, żeby stworzyć nowy świat, np. w Simsach. Do tego nowy Animal Crossing jest w pełnej cenie 59$/209zł. Jak się można domyślić, ocena użytkowników na Metacritic poszybowała w dół.
Co poza tym zrobili gracze? Jak zwykle – nic. New Horizons sprzedaje się jak świeże bułeczki. I przez to Nintendo oraz partnerzy będą nadal kręcić wybrakowane produkty ekskluzywne na Switcha. Jeszcze wiele wody w Wiśle upłynie, zanim fani zorientują się, że są po prostu dymani. Dokładnie to samo było z Pokemon Sw/Sh. Co z tego, że ludzie krzyczą w sieci, jak i tak kupują? Niestety, nie widać na razie, aby sytuacja się poprawiała. A szkoda, bo Nintendo pokazało kilkoma tytułami (The Legend of Zelda: Breath of the Wild, Super Mario Odyssey), że potrafi stworzyć i wydać doskonałe i dopracowane gry.
Źródło: Metacritic