Hollywood i Borderlands mają niesamowicie mało wspólnych elementów. Czy Eli Roth poradzi sobie w roli reżysera?
„Kręcą Borderlands”. Yay! Super! – tak może wyglądać pierwsza reakcja. Chwilę po tym przychodzi refleksja, że kinowa wersja Borderlands będzie tworzona w miejscu, które głośno krzyczy o poprawności politycznej, równości i wszystkich innych „ściach”, na jakie można wpaść.
Wiemy, że za film odpowiada studio Lionsgate. Mają oni na swoim koncie kilka filmów, których klimat może pasować do Borderlands, np. „Kick-Ass”, „Adrenalina”, „Niezniszczalni” czy „Barbie z Wróżkolandii”. No co, graliście wy w ogóle w Borderlands?
Za kamerą stanie Eli Roth, którego ja kojarzę głównie z aktorskich wyczynów w „Bękartach Wojny”, ale wyreżyserował on także kilka filmów, m.in. dwie części gore-horroru Hostel. Za scenariusz filmowej wersji Borderlands odpowiada Craig Mazin. Napisał on takie dzieła, jak „Straszny Film 3”, „Straszny Film 4”, a ostatnio także „Czarnobyl” dla HBO. Ma gość talent.
Nadzieje mamy, ale mimo wszystko musimy być też realistami. Jeżeli jednak twórcom uda się wyrwać z ram poprawności Hollywood, by pojechać nieco po bandzie, to może z tego wyjść naprawdę szalone i zwariowane widowisko.
A na koniec mały przytyk z Twittera:
To keep it true to Gearbox’s original vision, all of the funding for the Borderlands movie should be stolen from the funding for an Aliens: Colonial Marines movie https://t.co/st380datIw
— Mike Drucker (@MikeDrucker) February 20, 2020
Celnie.