Chiny wprowadzają kolejne obostrzenia w grach. Tencent próbuje ratować sytuację

Państwo Środka to bardzo łakomy kąsek dla branży gamingowej. Nieważne co zostanie tam wydane – zawsze zarobi na siebie. Rozmiar rynku robi swoje, ale kolejne obostrzenia nie ułatwiają życia producentom gier.

Chiny czasem przypominają światu, że nie są wolnym krajem – głównie pod kątem społecznym. Gospodarczo daleko wyprzedzają wiele europejskich krajów, jednak nadal jest to reżim komunistyczny, który pilnuje mediów. W kategorię mediów zaklasyfikowano tam gry komputerowe, przez co są one bardzo mocno regulowane. Taki stan rzeczy odbija się powoli na naszym podwórku. Developerzy chcąc zaoszczędzić, cenzurują i dostosowują gry na całym świecie, gdyż nie chcą mieć dwóch wersji. Niestety (dla graczy stety), próby dostosowywania gier do standardów chińskich kończyły się bojkotem. Pisałem o tym w przypadku Blizzarda, wspominałem też o Ubisofcie. Ale jedna z regulacji chińskiego rządu moralnie nie wydaje się być do końca zła.

Chodzi o wprowadzone regulacje, dotyczące zapobiegania uzależnieniom. Chińscy urzędnicy wymyślili sobie, że gracze mający poniżej 18 roku życia nie mogą grać powyżej dwóch godzin dziennie. Ewentualnie rodzice powinni móc ograniczyć grę dziecku w określonych porach dnia. I szczerze – nie jest to złe rozwiązanie. Złe jest to, że jest ono obowiązkowe. Ale twórcy gier powinni implementować takie mechanizmy, chociażby po to, żeby dzieci nie kupowały w niekontrolowany sposób mikrotransakcji, o czym pisałem tutaj. Sytuacja win-win dla wszystkich… tylko nie dla wydawców gier.

mobile diablo

Ciężko się o tym pisze, ale gamedev i wydawcy zachowują się niczym karykatury chciwych biznesmenów. Szczególnie widać to na przykładzie Blizzarda, który gotów jest ocenzurować Diablo, Heartstone’a i przybić piątkę z cenzurą reżimu, ale jedynego, dobrego mechanizmu jaki Chińczycy wymyślili, no to już nie. No bo przecież zarobki spadną. Chiny jednak nie poprzestają i wprowadzają co raz to nowe, mniej lub bardziej absurdalne obostrzenia. Obecnie wydawcy muszą się ostro gimnastykować, aby grę dopuszczono w Chinach do obrotu.

Tencent próbuje ratować sytuację

Tencent, właściciel Riot Games czy Epic Games, próbuje od niedawna nawiązać dialog z władzami Chin, aby nieco poluzować ograniczenia gier. Wydaje się, że urzędnicy tworzący prawo o grach, nie mają na ich temat zielonego pojęcia i efekt bywa wręcz komiczny. Sytuacja wynika z faktu, że w Chinach nie funkcjonuje PEGI, więc każda gra ma być odpowiednia dla każdego odbiorcy – nieważne czy ma lat 10 czy 45. Stąd zakaz krwi, gore i brutalności. Oczywiście część ograniczeń wynika z linii propagandowej władz, jednak to brak rozgraniczeń wiekowych powoduje większość problemów. Tencent proponuje wprowadzenie chińskiego PEGI, aby dopuszczano np. krew czy brutalność w tytułach przeznaczonych dla pełnoletnich.

Jaki to przyniesie efekt? Nie wiadomo. Tencent to największa firma zajmująca się grami na świecie, jednak Chiny to zupełnie inny świat. Tam nie tak łatwo przekonać polityków, że lootboxy to „mechanika niespodzianek”. Nawet powiązane z władzami firmy nie mają takiego silnego lobby jak w zachodnich krajach. Jakie rozwiązanie zatem polecam wydawcom gier? Nie wydawać gier w Chinach. Zarobki może i mniejsze, ale kontrowersji mniej, PR lepszy no i sumienie czyste.