Kolejna ofiara trendu battle royale wkrótce dokona swego żywota
Gatunek battle royale był dość niewdzięcznym trendem. O ile poprzednie (idąc od hack & slash aż po MOBA) miały swoich niszowych przedstawicieli, którzy żyli dość długo(lub żyją do dziś), to dwa ostatnie trendy są bezlitosne dla twórców gier. Mówię tu o hero shooterach oraz Battle Royale. Oba te gatunki miały swoich gigantów, którzy zgarnęli wszystko co było do zgarnięcia a reszta może obejść się smakiem. Widzieliśmy jak padały kolejne hero-shootery, pora na to samo z battle royale.
Tym razem padło na Darwin Project. Jeżeli nie słyszeliście o tej grze, to nawet się nie dziwię. Wg steamcharts, w szczytowym momencie w tytuł grało 12,5 tys graczy, obecnie zaledwie ok. 250 osób. Jest to dość oryginalny battle royale, gdzie ścieramy się na zimowej mapie i walczymy nie tylko z przeciwnikami, ale i mrozem. Nie chcę tu się o samej grze rozpisywać – jeżeli chcecie sprawdzić, to dostępna jest na Steam, PS4 i Xbox One za darmo.
Twórcy postanowili zakończyć rozwijanie tytułu i wyłączyć serwery z końcem 2020 roku. Spowodowane jest to małą i ciągle topniejącą bazą graczy. Trudno się dziwić – konkurując z Fortnite (gdzie grafika zdecydowanie celuje właśnie w te klimaty) raczej na pewno jesteśmy skazani na porażkę. Nawet jeżeli Darwin był nieco bardziej dojrzały i brakuje mu tego elementu „silly” (którego tak nie znoszę w Fortnite).
Darwin Project można było ogrywać od 2018 roku, jednak oficjalnie wyszedł z early access w styczniu tego roku. Bez silnego (a w zasadzie żadnego) marketingu i nie wiedząc, co ze sobą zrobić, ten tytuł był skazany na taki los. Na pewno to nie jedyny battle royale, który padnie w najbliższym czasie. Warto o nich wspomnieć, chociażby dla faktu spróbowania, zanim gra zostanie pogrzebana na amen. Jak widać – nie zawsze warto podążać za trendami.
Źródło: Gamerant