Niedawno pojawiły się głosy, alarmujące o przepracowaniu developerów w branży gamingowej. Nagłośniło się kilka afer z tym związanych, parę protestów i wymierny, choć dziwny efekt już widać.
Problem przepracowania i wypalenia osób pracujących przy tworzeniu, naprawianiu i dodawaniu nowych zawartości w grach był ostatnio dość popularny. Informowało się o tzw. okresach „crunch”, gdzie developerzy pracowali po kilkanaście godzin dziennie, aby wyrobić się z premierą albo łataniem gry. Oberwało się przede wszystkim Epic Games, gdyż szalone tempo wydawania nowej zawartości do Fortnite Battle Royal już wcześniej pozwalało domyślać się, że praca przy tej grze musi być katorżnicza. Ale dostało się też, jak zawsze EA i nawet CD Projekt Red. Powstał nawet ruch „Game Workers Unite”, którego logo widzicie na początku tego artykułu. Sam ruch jest… no cóż, bardzo wątpliwy, gdyż wydaje się jednoczyć oburzonych w imieniu developerów dziennikarzy i twitterowców, a nie pracowników branży. Ale nie o tym tutaj.
Temat ten stał się na tyle nośny w Stanach, że nawet Bernie Sanders postanowił się wypowiedzieć, zachęcając do organizowania się w związkach zawodowych:
Firmy oczywiście postanowiły wcisnąć swój magiczny, PR-owy guzik (nie, nie AZ-5) „Damage Control” i… zaczęły chwalić się tym, że dają pracownikom odpocząć, przez co rozwój gry albo łatki mogą się opóźniać. Takie zagranie zastosowało m.in. studio Bungiee, komentując opóźnienie w balansowaniu w Destiny 2 broni Lord of Wolves oraz oczywiście Epic Games, informując że Dobry Pan daje odpocząć developerom, ale samej grze już nie (cokolwiek to znaczy). W naszej rzeczywistości wydaje się to zupełnie niezrozumiałe, gdyż planowanie urlopów tak, aby projekty dalej działały jest czymś zupełnie normalnym. Okazuje się, że w innych krajach tak oczywiste to już nie jest. Czy naprawdę rotujące urlopy są aż tak problematyczne, żeby opóźniać wydawanie patchy? A może tam jedna osoba siedzi i koduje łatki? Myślę, że amerykańscy managerowie mogli by akurat pod tym względem sporo nauczyć się od europejskich.
Z drugiej jednak strony, chwalenie się tym, że pracownik dostaje coś, co mu się należy jak psu buda jest naprawdę… wątpliwe etycznie.