Epic Games Store coraz śmielej poczyna sobie z wykupowaniem kolejnych tytułów na wyłączność. Do czego może to doprowadzić?
Zacznę może od tego, co w zasadzie robi Epic Games Store, bo nie jest to tylko wykupowanie gier na wyłączność. EGS daje rzeczy, które wydają się być zbyt piękne, aby były prawdziwe. W zamian za ekskluzywność, EGS oferuje dofinansowanie twórców, gwarantuje określony wolumen sprzedaży i pobiera znacznie niższą prowizję, niż Steam (12% w porównaniu do 30% prowizji na steamie).
Postaram się nie skupiać na funkcjonalności obu platform, gdyż Steam do obecnego kształtu ewoluował ponad dekadę i problem nie tkwi głównie w możliwościach, a tym do czego działania EGS mogą doprowadzić.
Gry jak VOD
Zacznijmy od porównania rynku gier z rynkiem VOD. Dziwne? Nie do końca. Obecnie rynek gier PC oferuje niższe ceny niż konsolowy m.in. właśnie dzięki temu, że platformy dystrybucji cyfrowej nie walczą o klienta tytułami na wyłączność – co dzieje się na konsolach i rynku platform streamingowych. Celowo nie przyrównuję tego do wojen konsolowych, gdyż te walczą o klienta nie tylko exclusive’ami, ale też samym sprzętem. Ilu z Was kupiło konsolę tylko dla jednej gry? A ilu z Was kupiło subskrypcję HBO Go tylko po to, żeby obejrzeć Czarnobyl? No właśnie.
Platformy streamingowe nie oferują żadnych innowacji i nie zmieniają się praktycznie w ogóle od czasu ich powstania, czego najlepszym przykładem jest właśnie HBO Go (Netflix w sumie też). Twórcy starają się tylko, żeby ich usługa działała i przyciągają klientów do siebie wyłącznie exsclusive’ami. Nie oferują żadnych ciekawych funkcji ani innowacji a nawet wycofują takie funkcje, jak chociażby recenzje użytkowników, co miało miejsce w przypadku Netflixa. To samo próbuje zrobić na rynku gamingowym Epic. Ich platforma… po prostu jest. Nie oferuje kompletnie nic innowacyjnego, nie oferuje nawet niższych cen. Zmusza klienta, żeby korzystał z ich sklepu, gdyż nie ma innej alternatywy. Rzadkością jest, żeby dany tytuł dało się kupić jeszcze w Microsoft Store. Steam latami ewoluował i dopasowywał swoją platformę do potrzeb graczy, inwestując najpewniej dziesiątki, jeśli nie setki milionów dolarów w rozwój platformy. Walka dystrybutorów cyfrowych na exclusive’y, to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuje obecnie branża gamingowa, szczególnie w erze niekończących się reworków, rebootów i braku kreatywności.
Nieetyczne zagrywki
Kolejnym problemem są wątpliwe etycznie zagrywki EGS. Gołym okiem widać, że Epic celuje w biedniejszych developerów, szczególnie w tytuły sfinansowane przez platformy croudfoundingowe. Najgorsza jest sama narracja Epic i twórców, którzy nie przyznają się otwarcie do tego, że robią to dla pieniędzy. Epic oferuje twórcom takie kwoty, że niektórzy wprost mówią, że nawet gdyby wszystkim wspierającym zwrócono pieniądze, to nadal by im się to opłacało. Wiele z tych studiów i projektów istnieje tylko i wyłącznie dzięki wsparciu fanów, którym obiecano dostępność na Steamie/GOG. Cały czas słyszymy te same tłumaczenia: „robimy to dla dobra graczy”, „zaoferujemy niższe ceny” albo „damy więcej zawartości”. Wiadomo było, że to totalna ściema i czas dosadnie to potwierdził.
Ale to nie wszystko. Zdarza się, że EGS stosuje naprawdę chamskie zagrywki. Wykupowanie wyłączności na kilka dni przed premierą gry lub głośna ostatnio sprawa wykupienia Rocket League i planowane usunięcie tej gry ze Steama.
To właśnie te nieetyczne zagrywki powodują tak ogromną niechęć graczy do EGS, ale nie tylko. Epic nie zrobił kompletnie nic dobrego dla społeczności graczy, a Tim Sweeney (prezes Epic) zachowuje się, jakby wybawiał branżę. Nie, panie Tim – kupowanie developerów za chińskie pieniądze i dzielenie platformy PC nie jest tym, czego branża potrzebuje.

Kto na tym zarobi i do czego to może doprowadzić?
Wielu komentatorów branży próbuje (albo próbowało) usprawiedliwiać działania EGS, jako wspieranie developerów, urozmaicenie rynku, czy nawet potrzebną zmianę, aby wreszcie strącić tego przeklętego Steama z tronu. Zapomina jednak o tym, że Steam to nie tylko platforma do sprzedaży cyfrowej. Steam wspiera też sprzedaż fizyczną, czego EGS nie ma i mieć nie będzie. Celowo nie wspominałem zbyt dużo o tym, jak mało oferuje sama platforma Epic, bo nie to jest sednem sprawy. Każdy, kto chociaż trochę patrzy na branżę gamingową perspektywicznie, szybko połapie się, o co chodzi – o polaryzację platform. Tak agresywna polityka (serio, nie nosi to znamion nieuczciwej konkurencji?) daje wiele do myślenia. Przecież twórcy i tak by przeszli, albo przynajmniej udostępniali swoje gry na platformie Epic, chociażby dla większej prowizji. Nie było żadnego powodu, dla którego konieczne było wykupowanie tytułów na wyłączność. Jedyne, do czego na ten moment przyczynił się EGS, to ograniczenie recenzji użytkowników na platformie Steama i zdenerwowanie graczy.
Te wszystkie działania w zestawieniu z rzeczywistością świadczą o czymś kompletnie odwrotnym od „dobra graczy”, którym cały czas próbuje mamić Tim Sweeney. Śmiało mogę stwierdzić, że działania Epic mają na celu wyniszczenie nie tyle co Steama, bo ten doskonale sobie poradzi, tylko wszystkich mniejszych pośredników sprzedaży, których Steam wspiera. Ostatecznie doprowadzi to do wojny na exclusive’y dwóch wielkich platform i… wzrost cen. Tak, dokładnie to samo ma miejsce obecnie na konsolach, wystarczy spojrzeć jak długo utrzymują się ceny na exclusive’y w porównaniu do gier dostępnych na różne platformy. Cieszy fakt, że Steam do tej pory zdaje się nie brać udziału w próbie wywołania tej wojenki. Tylko kto ostatecznie na tym zarobi? Rynek konsolowy, który jest niemal pewną alternatywą, od lat jest spolaryzowany i nie zapowiada się aby uległo to zmianie. Jednocześnie dostawcy konsol oferują o niebo lepsze usługi, niż skromny (żeby nie napisać biedny) sklep Epic.
Mieć tylko nadzieję, że taki scenariusz, to tylko moje czarnowidztwo, które nigdy się nie ziści.
Zobaczymy, jak długo jeszcze to potrwa. Epic stać na taką wojnę, wszakże ma za sobą nie tylko pieniądze z Fortnite, ale też wsparcie Tencenta, który jest częściowym udziałowcem Epic. Jedyna nadzieja w upartym oporze graczy, którzy zagłosują portfelami. Może do twórców dotrze, że z szerszej perspektywy nie warto się sprzedawać za chińskie pieniądze i lepiej mieć oddanych graczy przez długi czas, niż chwilowy zastrzyk gotówki.