Kilka dni temu Andriej Doroniczew, dyrektor produktu Stadia, umieścił na Reddicie swoje AMA o googlowskim projekcie streamowania gier. Niestety, wyłaniający się obraz ostatecznego kształtu Stadia nie wygląda za dobrze.
Zamiast skupiać się na tym pojedynczym wydarzeniu, spróbuję podsumować to, co już o Stadia wiemy i co nowego wnosi AMA Doroniczewa. Stadia ma być usługą, która umożliwia streaming gier bez ich pobierania. Gry uruchomić będzie można na praktycznie każdym urządzeniu, które obsługuje przeglądarkę Chrome. Za rendering grafiki odpowiada serwer a do nas przesyłany jest jedynie obraz na żywo. Tylko to „na żywo” należy wziąć w cudzysłów, ale o tym później. Gry na Stadia oferowane będą jedynie w formie cyfrowej. W ramach miesięcznego abonamentu otrzymamy dostęp do zmiennej biblioteki gier. Największe tytuły mają być jednak dostępne w pełnej cenie, jak przy klasycznej dystrybucji. I tu zaczyna się obraz „wirtualnej konsoli” od Googla psuć.
Wielu określało Stadia jako „Netflixa do gier”, jednak po AMA Doroniczewa ciężko jest tak określić ten produkt. Na początku dostępny będzie jedynie płatny wariant Stadia Pro, po 9,99$ miesięcznie. Bezpłatny ma pokazać się nieco później. W ramach płatnej subskrypcji otrzymywać mamy, na wzór Playstation Plus i Xbox Live Gold, jeden tytuł miesięcznie, do którego dostęp utracimy, gdy zrezygnujemy z opłacania planu Pro. Po odnowieniu subskrypcji, wcześniej „zaklepane” tytuły mają znów być dostępne. Poza tym, dowiedzieliśmy się, że Stadia stawia mocno na aspekt społeczności graczy i kilka innych mniej, lub bardziej przydatnych informacji. Zainteresowanych odsyłam tutaj.
Problemy, problemy…
Pytań nie było wiele, bo i samo Stadia nie budzi już takiego entuzjazmu jak kiedyś. Wszyscy liczyli jednak na pełnoprawną konsolę a nie kolejną próbę streamowania gier. Przerabialiśmy to już z OnLive, próbował tego Xbox i ta technologia praktycznie nie ma racji bytu. Dlaczego? Śpieszę z wyjaśnieniami:
Infrastruktura sieciowa – wiele osób naprawdę nie docenia, jak dobrą infrastrukturę sieciową mamy w Polsce. Nawet na wsi nie mamy już większych problemów z dobrej jakości internetem, dzięki bardzo dużemu pokryciu kraju zasięgiem LTE. Ale wynika to też z tego, że infrastruktura sieciowa w Polsce jest relatywnie młoda. Łatwo jest więc dostarczyć działający, stabilny i szybki Internet. Na zachodzie Europy i w USA nie wygląda to już tak dobrze. Doskonale wie o tym każdy, kto wyjechał za granicę. Internet często jest dostępny na przestarzałym ADSL, prędkość jest mocno ograniczona, ze stabilnością też bywa różnie. Jest jednak jeszcze jeden problem, którego w Polsce nie mamy, a mianowicie…
Plany taryfowe – pamięta ktoś jeszcze plany Neostrady po 5/10/20GB? Na zachodzie limity transferu nadal funkcjonują, nawet na stałych łączach i w sieciach kablowych. Wydaje się to nam dość absurdalne, jednak w wielu krajach plany taryfowe to norma. Biorąc pod uwagę, że Stadia ma oferować jakość obrazu 4k i dźwięk 5.1 to nie wygląda to zbyt dobrze. Godzinny film w owej jakości ma rozmiar około 7 do 10GB, a dochodzi jeszcze transfer poleceń, biblioteki, oprogramowania, itp. Mając np. plan 150GB, wystarczy kilka dni grania, żeby wyczerpać pulę danych. Dziwi zatem fakt, że Google Stadia nie będzie wspierane w takich krajach jak Estonia czy Polska, za to w takich jak Szwecja. Dla niekumatych – w Szwecji naprawdę ciężko o dobry Internet, za to Polska i Estonia mają jedne z najlepszych na świecie.
Fizyka – jeżeli Google w jakiś magiczny sposób nie ominie ograniczenia, wynikającego z prędkości światła, to Stadia spotka najpewniej taki sam los, jak OnLive. Już podczas testowania telewizorów zwraca się uwagę na input lag – opóźnienie pomiędzy kontrolerem a wyświetlanym obrazem. Jeżeli ma do tego dojść kilkadziesiąt milisekund laga… można się domyśleć, jaki będzie efekt. Stadia może wykorzystywać np. sztuczną inteligencję albo inne algorytmy do przewidywania zachowań gracza, jednak może być z tym kilka większych problemów, jak np. poczucie bardzo marnej responsywności. I prędkość Internetu nic tu nie rozwiąże. To że ktoś ma łącze światłowodowe z prędkościami do 500Mbps nie oznacza, że lag będzie mniejszy, niż u osoby posiadającej słabszy internet, ale mieszkającej bliżej centrum danych. Google na razie omija ten temat i nie wypowiada się zbyt dużo o tym, jak (i czy w ogóle) udało im się pokonać prawa fizyki.
Cena – Stadia jest droga. Bardzo droga. Oferujący więcej plan Xboxa czy PS kosztuje połowę tego, co Stadia Pro (120$ do 60$ rocznie). Google cały czas tłumaczy, że „nie płacisz za sprzęt” ale przy obecnych cenach nowych i używanych konsol a do tego możliwości grania bez Internetu, ten argument wygląda słabo. Google wydaje się niwelować brak sprzętu dostępnością, jednak co z tego, skoro rok abonamentu kosztuje tyle co używana konsola z zestawem gier? Po dwóch latach różnica wynikająca z braku inwestycji w sprzęt już znika. Nawet dokupując nowe gry na klasyczną konsolę. Dla kogo więc ma być ta usługa? No właśnie
Usługa dla nikogo – Google wydaje się celować nie w hardkorowych graczy, jak np. Playstation, tylko przekonać casualowych i mobilnych graczy do przejścia poziom wyżej. I niestety, ale jest to błędne myślenie, wynikające z założenia, że graczy mobilnych od hardkorowych oddziela jedynie posiadanie drogiego sprzętu – stąd argumentacja „no hardware”. Tylko gracze casualowi i mobilni przywykli do darmowych albo bardzo tanich gier (około 1$) i grają głównie aby zabić czas. Dlaczego więc mają zacząć płacić równowartość 10 gier miesięcznie za możliwość grania w Candy Crush na padzie (pomijam już fakt, że pada da się do telefonu podłączyć)? Z kolei hardkorowy gracz, skłonny wydać 60$ na nowy tytuł, będzie preferował lepsze plany od Sony, Microsoftu czy Nintendo. I biblioteka 120 gier pokroju Clash of Clans raczej nie przekona „hardkorów” do przejścia na Stadię.
Sprzęt – Google chwali się, że do Stadii niepotrzebne jest jakiekolwiek specjalne urządzenie i można grać na wszystkim, co obsługuje Chrome. Zapomina jednak o tym, że Internet nie bierze się z powietrza. Każdy sprzęt podłączony do sieci, każdy smartfon, każdy telewizor, czy nawet lodówka – wszystko ma kartę sieciową. I jakość tych sprzętów nie jest jednakowa. Boleśnie przekonują się o tym najczęściej posiadacze telewizorów, którzy wydali mnóstwo pieniędzy za „telewizor 4k, SMART TV” i okazuje się, że to 4k, to tylko z odtwarzacza Blu-ray, bo filmy z Netflixa są w jakości 240p przez większość czasu, gdyż karta sieciowa nie wyrabia. Dochodzą do tego modemy od operatorów, które zazwyczaj są produkowane po kosztach i mamy przepis na masowe rezygnacje z usługi, bo „ni dzioła”.
Uda się czy się nie uda
Ilość problemów i barier, jakie stoją przed Stadia jest wręcz przytłaczająca. Jeżeli Google nie znalazło sposobu na oszukanie fizyki, to usługa żyć najpewniej będzie, ale nie zawojuje każdego domu. Największym problemem Stadia jest lag między serwerem a urządzeniem oraz limity danych. Rozwiązaniem tego problemu mogło by być postawienie w domu każdego użytkownika urządzenia do przetwarzania danych i dystrybucja gier na nośnikach. Tylko, że takie rozwiązanie już istnieje i są to konsole do gier. Zatem największe problemy projektu Googla są rozwiązane jeszcze zanim ten powstał. Gdy pojawi się darmowy plan Stadia Basic, to na pewno usługa nieco się spopularyzuje, chociażby ze względu na darmówki. Wszystko wtedy będzie zależeć od jakości darmowych gier. Ja nie wróżę projektowi Googla sukcesu i nie podzielam entuzjazmu, jaki widzę w niektórych mediach.