Tak przynajmniej wynika z ankiety przeprowadzonej wśród zawodników rozpoczynającego się LCS
Kiedyś granie było utożsamiane z siedzeniem samemu w domu i nieposiadaniem żadnej szansy u płci przeciwnej. I nadal tak jest, niewiele się w tym aspekcie zmieniło. Z tym, że granie jest znacznie bardziej powszechne i społecznie akceptowalne. Ale „nałogowe” przesiadywanie przed komputerem/konsolą nadal uchodzi za piwniczakowanie. Chyba że jesteś BARDZO dobry w gry, wtedy sytuacja wygląda zgoła inaczej. Podczas rozpoczynającej się ligi League of Legends Championship Series (LCS) tradycyjnie przeprowadzono ankietę wśród zawodników. I pojawiło się w niej ciekawe pytanie, mianowicie „Czy bycie pro-graczem w League of Legends pomogło w umawianiu się na randki”. 52% odpowiedziało twierdząco, 40% zaprzeczyło i 7% nie było pewnych.
O ile wyniki mogą wydawać się nieco zaskakujące, to po chwili przemyślenia już tak nie jest. A przynajmniej spodziewałbym się wyższego procentu. Dlaczego? Na odpowiedź składa się kilka czynników – imprezy masowe mocno podbijają pewność siebie i charyzmę, szczególnie jak jesteś w centrum takiego wydarzenia (a właściwie to event kręci się wokół ciebie). Do tego drużyny esportowe są naprawdę liczne, gracze mają masę bootcampów i to też pomaga się socjalizować. Spore znaczenie ma też na pewno lepszy status materialny, nie oszukujmy się. Innymi słowy – bycie esportowcem daje identyczny efekt w życiu prywatnym, jak przy tradycyjnym sporcie. Z tym że gwiazdy esportu (jeszcze) nie są aż tak rozpoznawalne. Ale niektórym niewiele brakuje do bycia takim „gamingowym Ronaldo”. No i esportowiec często może sobie pozwolić na szybką emeryturę od zawodów, szczególnie gdy prowadzi popularny stream.
Źródło: TheLoadout