Przed nami jeszcze co najmniej kilka tygodni w izolacji, więc z tej okazji mini-seria o tym, w co sobie w tym czasie pogrywamy i co polecamy. Jako że jesteśmy mieszkańcami największych aglomeracji w kraju, od jakiegoś czasu izolujemy się od świata (tzn. robimy to od zawsze, ale teraz bardziej niż zwyczajnie) i gramy w Divinity: Original Sin 2. Wyłącznie w multi. I teraz dostrzegam, jak wiele straciliśmy przez te lata braku nowych i innowacyjnych, klasycznych RPG…
Jeżeli nas nie znacie, to pochodzimy z pokolenia, które pamięta jeszcze czasy Baldur’s Gate’ów, Falloutów i innych, izometrycznych erpegów. Z tym że nie graliśmy w nie w trakcie premiery, a raczej wkręciliśmy się i nadrabialiśmy po latach, głównie dzięki reedycjom jak eXtra Klasyka. Potem nadeszła jednak ewolucja, gdy Interplay padł a BioWare zaczął przenosić RPG w trójwymiar. I tak przycichły te izometryki stopniowo, nie licząc pojedynczych prób odrodzenia gatunku. I wtedy wkroczył Larian, któremu udało się przywrócić świetność gatunku swoim Divinity: Original Sin. Larian nie wziął się znikąd – studio od wielu lat miało swoją markę Divinity, której było już kilka odsłon. Jednak w 2014 roku, wydając wspomniany Original Sin, Larianowi udało się udowodnić, że gatunek ma jeszcze sporo do pokazania. W ślad poszedł Obsidian, tworząc Tyranny i Pillars of Eternity (z czego o Pillarsach II nie mówimy wcale) a Larian kontynuował swoje Divinity: Original Sin, wydając dwójkę. I właśnie w tą część obecnie się zagrywamy. To tak słowem wstępu (przydługiego).
Odkrycie na nowo starego
Już po pierwszym ogłoszeniu zaleceń odnośnie epidemii, zdecydowaliśmy się na wspólną grę w jakiś dłuższy tytuł, który pochłonie nam spokojnie 40+ godzin wspólnej rozgrywki. Wybór dość szybko padł na D:OS 2, szczególnie że dało się go nabyć za dobrą cenę. Ze względu na mój tryb życia, w większości ominęły mnie premiery wspomnianych na wstępie gier. Na dobre zapomniałem zatem, jak wygląda gra, w której postać tworzymy nawet kilka godzin. I jednocześnie przypomniało mi się, jakie to jest ekstra. Ale spokojnie – jeżeli jesteście laikami, gra umożliwia wybranie gotowych templatek (oraz postaci) dla konkretnych klas. I sprawują się równie dobrze. Larian poradził sobie z tym świetnie a jednocześnie troszkę szkoda, że nie możemy zejść ze statystykami podstawowymi poniżej 10. I np. jak w pierwszych Falloutach obniżyć sobie inteligencję poniżej poziomu istoty rozumnej i utracić możliwość rozmawiania. Ale to szczegół, który nie psuje zabawy.
Ku przygodzie! Jak się w to gra
Divinity: OS 2 to po prostu unowocześniony RPG z rzutem izometrycznym. Każdy, kto kiedykolwiek grał w jakąkolwiek klasyczną grę RPG, bardzo szybko się odnajdzie. Ale jest to też świetny tytuł dla osób, które chcą zacząć przygodę z takimi tytułami. Nie jest przesadnie skomplikowany, szczególnie jeśli chodzi o statystyki i umiejętności. Wszystko jest bardzo przejrzyście wyjaśnione i w zasadzie nie ma co pomylić. Na standardowym poziomie rozgrywki gra wybaczy też omyłkowe rozdanie jakichś statystyk. Ale nie za dużo.
Widać zresztą, że mechanikę i przystępność dopracowywano tutaj do granic możliwości. Nowe skille same wskakują na pasek (co nie zawsze mi odpowiada), gra tłumaczy też wszystko przez samouczki. Mamy też elementy typowego RPG – ruchy turowe, punkty akcji, zdolności specjalne, debuffy, itp. Na mechaniki czarów i walki też poświęcono naprawdę sporo czasu. Elementy otoczenia, jak np. rozbita beczka z olejem (których ewidentnie jest za dużo w tej grze), spowoduje że trudno będzie się przez ten olej przedostawać, a podpalony zaowocuje spektakularnym wybuchem. Larian poszedł jednak o krok dalej i tak podłoże może zostać nie tylko zatrute, podpalone, zmoczone lub może powstać na nim kałuża krwi. Pola można elektryzować, podpalać, zamrażać a nawet przeklinać. Widać ewidentnie, że Larian próbował urealnić logikę i działające prawa środowiska i tak np. ugaszony przeklęty ogień spowoduje powstanie przeklętego dymu. Jest tego naprawdę mnóstwo i na samą mechanikę otoczenia mógłbym poświęcić cały artykuł. Takie ubogacenie możliwości, daje niesamowite pole do popisu w planowaniu i taktyce.
Multi i piękny chaos
No dobrze, ale do tej pory opisałem rzeczy, których każdy może doświadczyć w rozgrywce jednoosobowej. Zupełnie inaczej gra się w Divinity w multiplayerze. Każdy gracz ma oczywiście swoją unikatową postać i może… po prostu sobie od nas pójść. Tak, nie musimy biegać razem. Każdy może wykonywać własne zadania, jednak doświadczenie będzie rozdysponowywane równo, podobnie współdzielimy dziennik zadań. Granie solo w multi nie bardzo się opłaca i przy pierwszej potyczce gra szybko zweryfikuje, żebyśmy jednak trzymali się nieco bardziej w grupie. Elementy RPG nie podlegają jednak tej regule (poza wspomnianymi questami). Każdy może rozmawiać osobno z dowolnym NPC i tam, gdzie to możliwe prowadzić inny tok rozmowy. Gra oczywiście jest uodporniona na próby wybierania kolidujących dróg questów, ale informacje możemy już od każdego wyciągać po swojemu. Nie udała mi się rozmowa z krasnoludem a gram człowiekiem? Może mojemu koledze z zespołu, który ma większą perswazję i jest krasnoludem uda się dowiedzieć coś więcej. I zazwyczaj działa.
Mnogość rozwiązań nie ogranicza się jednak tylko do dialogów. Szczególnie upodobaliśmy sobie oszukiwanie NPC w kradzieżach. Jeden z „naszych” okrada kupca. Ten szybko orientuje się, że coś mu zniknęło i zazwyczaj kieruje się do najbliższej postaci, żeby sprawdzić czy to nie złodziej. Na widoku staje ktoś inny z nas i daje się zrewidować, po czym NPC się poddaje i możemy korzystać z kradzionych itemków (nadal z pewnymi ograniczeniami). Opisałem tu jedynie fragment możliwości, jakie daje nam Divinity: Original Sin 2. Praktycznie każdy quest ma więcej niż jedną drogę do jego wykonania. Do tego możemy zwrócić się przeciwko zleceniodawcy, dołączyć do wrogiej frakcji, itp. Tak, pojawia się tu również sporo rozterek moralnych i wyborów między złem a mniejszym złem.
Nie zawsze jednak kooperujemy ze sobą na każdym kroku. Zdarza się, że któryś z nas robi się zbyt chciwy i rusza po zauważoną skrzynię, nie informując pozostałych. Albo wciągnie go jakiś wątek i zaczyna grać sam. Oddali się od zespołu, bo gadał z jakimś NPC, że „tam jest jaskinia i zakopano tam skarb”. I o to właśnie w tym chodzi. Każdy gra swoją postacią, która robi rzeczy we własnym stylu a nie podąża za każdym krok w krok. Często ktoś wpada w zasadzkę bandytów i czeka pokornie aż reszta zespołu dobiegnie przez pół mapy. Idealny tryb kooperacji.
Przyczepmy się do czegoś, tak po Klapshteinowemu
Nie ma mojego wpisu, bez marudzenia. Na szczęście w D: OS 2 narzekać można głównie na drobnostki, chociaż parę razy w wyniku irytacji padło z moich ust najczęściej używane polskie słowo na K. Na pewno poprawie wymaga AI, które jest bardzo nierówne (zarówno naszych towarzyszy jak i wrogów). Momentami świetnie skorzysta z mechaniki czarów a czasami pobiegnie kompletnie nielogiczną ścieżką, albo całkowicie się zatrzyma. Podobnie sprawa ma się z organizowaniem ekwipunku i handlem. Ok, rozumiem że to ma oddawać „realność” ale przesuwanie suwaczkiem, aby dołożyć dokładną ilość złota jest… lekko irytujące.
Ostatnią rzeczą, na którą mogę ponarzekać, jest zachowywanie się celowania czarami przy nierównym terenie. I nie, nie mam tu na myśli tego, że strzelimy czarem w przeszkodę stojącą na drodze – kolizje są akurat ok. Ale jak np. próbujemy postawić czar na ziemi i nie widzimy jakiegoś kamyczka, to najpierw my się irytujemy, potem nasi koledzy że tak długo myślimy, a na końcu płaczemy, gdy widzimy jak telegraf czaru nam miga w planowanej miejscówce i znika po 1mm ruchu myszy. I w zasadzie tyle – nie ma za dużo powodów do marudzenia. Aha, no i beczki. Zdecydowanie za dużo tu beczek. Szczególnie tych wybuchających…
Parę słów na koniec
Pisać mógłbym tutaj jeszcze i kilka stron (o fabule, książkach, crafcie, handlu, dodatkowych umiejętnościach etc.) ale najlepiej będzie to poznać na własnej skórze. Szczególnie, gdy macie kilka osób, które też się nudzą, o co w obecnych czasach raczej nietrudno. Divinity: Original Sin 2 możecie spokojnie ogrywać, nie znając poprzednich części a nawet będąc kompletnie zielonym w klasycznych RPG. Zabawy starczy spokojnie na 50 godzin, szczególnie jeśli w to nie graliście. O świetności tej gry niech stanowi fakt, że ma już 3 lata na karku a nadal w kosztuje ~160zł. Na szczęście na GoGu jest promocja i można ją nabyć za pół ceny. Jest to doskonały czasoumilacz a jednocześnie idealny wstęp do nadchodzącego Baldur’s Gate 3, który jest przygotowywany przez to samo studio. Gra nie zestarzała się ani trochę i z czystym sumieniem polecam.
Recenzja na podstawie egzemplarza własnego