Fortnite to dla wielu rak sceny gier i mentalny żłobek, ale sposób prowadzenia tej gry jest fenomenalny. Twórcy Call of Duty chcą iść tą samą drogą
Tak, doskonale zdaję sobie sprawę, że zestawianie Call of Duty: Warzone i Fortnite to dość ryzykowne zagranie. Ale lubimy tu ryzyko. I nie tylko my, bo dokładnie w tym samym tonie wypowiedział się Taylor Kurosaki z Infinity Ward. Nie byle kto, bo dyrektor do spraw narracji w Infinity Ward. Gość ma nie lada zadanie, bo opowiadanie historii we wtórnej grze z gatunku battle royale nie może być łatwe. To nie tunelowa rozgrywka, którą można obudować fabułą, tylko prawdziwy sandbox. Gdzie tu miejsce na opowiedzianą historię?
Jak to robić świetnie pokazał Fortnite. Zmiany na mapach, nowe wydarzenia, mieszanie się wątków, światów i postaci. W podobne tony uderzał Apex Legends. Nieco inną drogą poszedł Blizzard z Overwatch, prezentując komiksy i animacje, których nie powstydziłby się sam Pixar.
Przez większość wywiadu dla Gamesbeat Kurosaki produkował się o wielkim znaczeniu, jakie niosły za sobą intra do każdego z sezonów i poświęcenie Aleksa, który w końcu mógł wybrać misję dla siebie. Taki pijarowy bełkot, jakich wiele. Później jednak pada pytanie, czy Infinity Ward chce dokonywać zmian w świecie i sposobie rozgrywki na podobieństwo Fortnite. Odpowiedź była prosta:
To dokładnie taki rodzaj zmian, nad jakimi pracujemy i jakie planujemy. Powtarzam, to wszystko będzie pasować do szerszego obrazu, który pokazaliśmy w Modern Warfare, a którego kontynuacją jest Warzone. Jeżeli wiesz, kim są gracze w Modern Warfare, będzie miało to sens i usprawiedliwienie w całym uniwersum.
Brzmi dobrze, czy jednak za bardzo „fortnite’owo”? Jak dla mnie – standardowo – pożyjemy, zobaczymy. Byle cheaterów nie było za dużo, bo nam już Klapka wkurzają.