Na pewno macie w swojej biblioteczce Steam/Origin/GOG/cokolwiek innego jakąś gierkę, którą kiedyś kupiliście na jakiejś wyprzedaży z myślą, że zagracie w wolnej chwili. Po tych 8-10 latach chwila nie nadeszła, a gra nadal sobie czeka… brzmi znajomo? Ostatnio postanowiłem z tym walczyć. W końcu nie po to marnowałem te 5zł na zakup gry, żeby teraz sobie leżała bezczynnie. Dlatego też zaczynam ogrywać swoją biblioteczkę gier, a spostrzeżenia przeleję tutaj, na naszym kochanym Gramageddonie. Miałem zacząć od Uplaya, ale to ścierwo odmówiło posłuszeństwa, więc zaczniemy od jeszcze gorszego Origina
Need for Speed – upadły król
Jestem już trochę stary, więc gier z serii NFS ograłem naprawdę mnóstwo. Właściwie łatwiej wymienić te, w które nie zagrałem na PCcie – ominął mnie Motor City Online i nie zagrałem w ostatni Heat. Dla mnie właściwie Need for Speed nadal jest synonimem gry wyścigowej i pierwszym skojarzeniem. Niestety, seria od jakiegoś czasu jest w dołku… zresztą nie po raz pierwszy. Tak naprawdę NFS znajdował się na zakręcie kilka razy. Pierwszym poważnym kryzysem był Hot Pursuit 2 z 2002 roku. Drugi dołek przydarzył się zaraz po Carbonie. Obecny zaś ciągnie się właściwie od… The Run z 2011.
Dlaczego Rivals?
No dobra, to co tu robi Rivals z 2013? No więc okazało się, że kupiłem go kiedyś za zawrotną kwotę 18zł i wypadałoby go w końcu sprawdzić. Dosłownie chwilę wcześniej próbowałem grać w „ziomalskiego” Need for Speed (2015) i zacząłem tracić nadzieję na jakikolwiek sensowny tytuł z serii. Ale coś mnie podkusiło i dałem grze szanse. Na marginesie – NFS 2015 jest strasznym ziomalsko-cringe’owym ścierwem. Byłem autentycznie zażenowany podczas oglądania przerywników, a sam gameplay mocno posysał pałkę.
Od czego zaczynamy?
Wiecie, ja już mam swoje lata, więc zaczynałem grać w NFSy w czasach, gdy najsłabszy samochód w stawce kosztował tyle, że nigdy nie byłoby mnie na niego stać. Albo robiłbym na niego 20 lat. Rivals pozwolił mi wrócić do tych pięknych czasów. Tak więc w Rivals naszą przygodę zaczynamy od biedackiego Porshe Caymana S, później dokopujemy się do takich bieda-samochodów jak Ferrari F12, Pagani Huayra czy Lambo Aventador. Zapomnijcie o stuningowanych Golfach dwójkach czy trójkach jak kolega pożyczy – to nie ta liga. Ma to również swoje „wady” – personalizacja naszych batmobili nie jest zbyt rozbudowana. Osobiście się cieszę, zwykle i tak zostawiałem standardowe malowanie na samochodach.
Nie uświadczymy tu też żadnej historyjki z przerywnikami. Będą tylko krótkie gadki pomiędzy „rozdziałami” gry, które mówią o konflikcie kierowców z policją. Nic ciekawego.
Rano do Szczytna jechałem…
Rivals kontynuuje modę na pseudo-openworld z poprzednich części, dając nam do dyspozycji dość sporych rozmiarów lokację. Mam co do niej nieco mieszane uczucia. Z jednej strony obszar jest dość spory, podzielony na kilka naprawdę ładnych stref o różnej charakterystyce (zaśnieżone góry, pustynia, lasy), które cieszą oko nawet teraz, po 7 latach od premiery. Z drugiej strony wkurza to, że mamy tu właściwie same mega szerokie drogi, a wyścigi często prowadzą tymi samymi trasami. Może i jestem staroświecki, ale wolałbym zróżnicowane trasy na kilka okrążeń jak w starych NFSach.
Dodatkowo niespecjalnie lubię system bycia ciągłego online z jedną osobą pełniącą rolę hosta. Nie raz, nie dwa natrafimy na migrację hosta w trakcie wyścigu, co potrafi naprawdę solidnie wku…zirytować. Zwłaszcza że zdarzają się chore sytuacje po migracji – np. znajdziecie się gdzieś poza mapą w jakiejś teksturze. Aha – nie liczcie na pauzę pod ESC.
Jedziesz malina, służbowy samochód, służbowe paliwo!
Jak nam się znudzi ściganie z przeciwnikami to możemy zawsze przejść na drugą stronę barykady i podenerwować innych grając jako policjant. Do dyspozycji oddano kilka dziwnych zabawek jak kolczatki czy fale uderzeniowe. W gruncie rzeczy całkiem przyjemna odmiana, chociaż nie powiem żebym na nią liczył w Need for Speedach. Raczej preferuję same wyścigi.
Co do AI… nie stanowi ono raczej jakiegoś większego wyzwania. I mówię to zarówno o policjantach, jak i przeciwnikach w trakcie wyścigu. Zwykle wygrywamy o ile mamy odpowiednio dobrą brykę. Porażki wynikają zwykle z dwóch rzeczy – dzwona z naszej nieuwagi lub, rzadziej, z dziwnego zachowania fizyki gry. Tak naprawdę głównymi „przeszkadzajkami” są inni uczestnicy ruchu, którzy nie biorą udziału w wyścigu.
Audio-wiżual i gejmplej
Tak naprawdę to, czy wyścigi ci przypasują, czy nie, ocenia się bardzo szybko. Wystarczy przejechać kilka wyścigów i już wiesz, czy model jazdy ci odpowiada. Ten z NFS Rivals jest naprawdę przyjemny, choć nie rewelacyjny. Oczywiście, jak to zwykle w Need for Speedach bywa, to jest czysty arcade. W przeciwieństwie jednak do chociażby NFS 2015 w Rivals samochody zachowują się przewidywalnie. Jeśli wywaliłeś gdzieś dzwona – to twoja wina, a nie zrytego zachowania pojazdu, który miota się bezsensownie. Jako przyjemny, arcade’owy odmóżdżacz Rivals jak najbardziej daje radę. Nadal jest poziom za chociażby pierwszym The Crew w radości z rozgrywki, ale jest całkiem nieźle.
Oprawa wizualna nadal trzyma dobry poziom. Nie ma może już efektu „WOW” jak w czasie premiery, ale cieszy oko. Zwłaszcza zmiany pory dnia i efekty pogodowe prezentują się bardzo korzystnie mimo upływu lat. Jednak Frostbite Engine swoje zrobił. Szkoda tylko, że optymalizacja leży. Jeśli spojrzycie na moje gameplaye zauważycie zapewne „ścinki”. Sęk w tym, że to nie jest kwestia ustawień graficznych, bo to się dzieje ZAWSZE. A mój komp na pewno daje sobie radę z 7-letnią grą. Ktoś tu nie dał rady z optymalizacją.
Co do muzyki… nooo… jest. Ani nie drażni, ani nie wpada w ucho.
Metacritic
Jeśli chodzi o średnią ocen – 7-9 zwykle pojawiało się u recezentów. Natomiast w idioto-serwisie (bo tak to trzeba nazwać przeglądając niektóre oceny, nie tylko NFS Rivals) u graczy gra zebrała zawrotne… 3.5 w wersji PC. Zanim podzielę się z wami swoją oceną przytoczę kilka wypowiedzi.
0/10 – „NFS to fajna gra, ale jest zalockowana na 30 fpsach”. No dobra… to jest problem i to czuć. Ale za coś takiego dawać 0? Takich ocen jest ~50 lekką ręką.
0/10 – „brak wsparcia myszy”. Mhm.
0/10 – „nie ma split/screena, muszę kupić drugą kopię, żeby z kimś zagrać”. Straszne.
0/10 – „nie wspiera mojej kierownicy”. Dobra, to może być pewien problem… chociaż osobiście też go nie rozumiem. NFSy to nie są raczej gry do grania na kierownicy, tylko proste arcade’ówki na pada/klawiaturę.
0/10 – „brak kamery zza kierownicy”.
No i jak się grało
Gdybym patrzył tylko na frajdę z jazdy, to dałbym Rivalsom prawdopodobnie 7-8/10. Jeździ się naprawdę fajnie, trasa cieszy oko, muzyka nie denerwuje, od czasu do czasu można się pobawić jako policjant. Ale przez te ścinki czy migracje hostów ma się ochotę czasem wywalić kompa przez okno. Ewidentnie Rivals nie dostało wystarczająco dużo miłości (i hajsu) ze strony EA. A szkoda, bo mogła być z tego naprawdę dobra gra. A tak mamy średniaka dla fanów serii.
Czas spędzony w grze – 20h, wbity 19 poziom „rajdowca”