Kiedyś zagram… z czeluści bibliotek #12 – Assassin’s Creed Odyssey

Powiedzieć, że formuła Assassin’s Creed się wyczerpała, to nic nie powiedzieć. Jasne, pomiędzy częściami dochodziło do pewnych kosmetycznych zmian, ale Ubisoft właściwie jechał na jednym schemacie przez prawie 10 lat. W końcu ktoś poszedł po rozum do głowy i przy okazji Origins postanowiono zrobić prawdziwą rewolucję. Przygody Bayeka odpuściłem gdzieś po 15h rozgrywki, więc jeszcze będę je nadrabiał. Dziś czas na Odyssey.

Dlaczego najpierw Odyssey?

Powód jest prosty – bo kupiłem niedawno nowego kompa i chciałem zobaczyć coś, co wygląda ultra zajebiście 🙂 Spojler alert, już wiem, że do Originsa jeszcze wrócę, bo nowa formuła do mnie przemawia. Ciekawe jak długo tym razem ludziom przypasuje. Obstawiam 5-6 gier zanim zacznie się marudzenie na wtórność.

Assassin's Creed Odyssey

Przyszłość – przeszłość

Jeśli chociaż raz graliście w cokolwiek z serii to wiecie, że gra dzieli się na dwa wątki. Pierwszy z nich to nudny jak flaki z olejem główny wątek walki Zakonu Templariuszy z Asasynami. Może kogoś to ciekawi, mnie drażni przerywaniem właściwej akcji. Okej, rozumiem że musi być jakieś tło do całości, ale szczerze – wali mnie to, że Templariusze zrobią z was papkę. A jeżeli czujecie już taką wielką chęć wprowadzenia tego to zróbcie proszę pomijalną cut-scenkę. Na całe szczęście w Odyssey za dużo tych wtrąceń nie ma.

Drugim wątkiem jest walka ze złowrogim kultem i próba odzyskania rodziny przez naszego bohatera. Bądź bohaterkę. Tak tak, tym razem mamy do wyboru dwie postacie, choć większego wpływu na fabułę to nie ma. Jako męska, szowinistyczna świnia wybrałem więc Aleksiosa i ruszyłem w grecki świat ogarnięty Drugą Wojną Peloponeską.

Assassin's Creed Odyssey

Historia właściwa

Problemy rodzinne naszego bohatera są zdecydowanie bardziej skomplikowane niż to wygląda na pierwszy rzut oka. Sam jest potomkiem (wnuczkiem/wnuczką) sławnego Leonidasa, dzierży też jego włócznię… która nie do końca jest włócznią. Jak ktoś grał w inne „asasyny” to wie o co chodzi, albo przynajmniej szybko się domyśli. No ale żeby nie zdradzać plot twistów – fabularnie Assassin’s Creed: Odyssey przedstawia się naprawdę przyzwoicie, jeśli chodzi o główny wątek. Jasne, jest tu jeden dość bzdurny element jak dla mnie, ale z racji tego, że to dość duży spojler to odpuszczę. Przejście głównego wątku, wraz z questami pobocznymi żeby wbić odpowiedni level i nie dostać w czapkę, zajął mi 36 godzin. Moim zdaniem wystarczająco, nie ciągnęło się to bez sensu jak Wiedźmin 3.

Assassin's Creed Odyssey

Dobra, przyznaję, Wiedźmin nie został wspomniany przypadkiem. Podczas rozgrywki ma się wrażenie grania właśnie w Wiedźmina w wersji light. Questy „detektywistyczne”? Check. Niejednoznaczne  wybory wpływające na fabułę? Check. Bugujący się koń odwalający dzikie akcje? Check. Odpowiednik „Zaraza” w postaci „Malaka”? Check. Czy to źle? Absolutnie nie. Moim zdaniem seria dzięki temu naprawdę sporo zyskała. Nie jest przy tym tak ciężka jak Wiedźmin 3, nie będziemy tu mieli aż tak mrocznych akcji jak chociażby cały wątek Krwawego Barona. Naprawdę ma się wrażenie odgrywania historii bohatera typowo antycznego. Ba, od pewnego momentu możemy nawet bezboleśnie skakać, jak prawdziwy heros, z wysokich gór bez strat w HP. Wcześniej Aleksios tylko łamał sobie nogę, którą mógł po 5 sekundach rozchodzić, jak zwykły śmiertelnik.

Assassin's Creed Odyssey

Samych questów jest całe zatrzęsienie. A jak wam mało to społeczność tworzy kolejne. I generują się także czasowe, proste questy z gatunku „zatłucz X”. Podejrzewam że ukończenie wszystkiego zajmuje spokojnie 2x tyle co główny wątek.

Walka i najemnicy

Jeśli graliście w Origins to walka raczej was nie zaskoczy. Jeśli nie… no to mamy tu kompletną rewolucję w stosunku do klasycznego „poczekaj na kontrę”. Assassin’s Creed Odyssey funduje nam walkę zbliżoną do tego co znamy z gier action-RPG. I robi to naprawdę nieźle. Może nie wszystko działa idealnie, ale system walki naprawdę nieźle się spisuje. Aha – i level ma znaczenie. Jeśli jesteśmy za ciency w uszach to potężniejszy przeciwnik zrobi z nas marmoladę.

Assassin's Creed Odyssey

Ciekawym systemem, nieco zapożyczonym z serii Shadow of Mordor, jest ranking najemników. Sami gramy właśnie jako misthios, najemnik. Stopniowo pniemy się do góry w naszym rankingu. W dość brutalny sposób – mordując przeciwników. Ci dosyć często sami będą próbowali pozbawić nas głowy, o ile ktoś za nią wyznaczy nagrodę. I będą to robić, dopóki nie zapłacimy, nie minie dostatecznie dużo czasu lub dopóki nie umrze fundator nagrody. Fundatorzy umierają głównie przez zatrucie żelazem :). Nie jest to może system Nemesis, ale działa całkiem przyjemnie.

Jeszcze jakieś smaczki? Hmm… nadal mamy bitwy morskie. Nie wiem w sumie czemu ludziom się one tak podobają. Dla mnie są ok, ale jakoś specjalnie się nimi nie jarałem. Warto tu chwilę zatrzymać się nad inteligencją przeciwników. Jest ona najwyżej ok. Zdarzają im się naprawdę głupie akcje i dość łatwo ich wymanewrować. Z drugiej strony nadrabiają zwykle siłą i liczebnością, także wcale nie jest jakoś mega łatwo.

Grafa und dźwięk

Graficznie Assassin’s Creed Odyssey to zdecydowanie jedna z najładniejszych gier w jakie grałem. Może i postaciom nadal sporo brakuje do chociaż udawania prawdziwych, ale otoczenie… naprawdę ciężko powiedzieć, że jest ładne. Jest rewelacyjne. Widok Aten z pobliskich gór czy łuna ognia nad wyspą nad którą toczy się bitwa – to wszystko wygląda kapitalnie. Chyba nigdy wcześniej nie robiłem tylu fotek do jednej gry i nie wiedziałem które wybrać.

Assassin's Creed Odyssey

Muza? Mamy tu odpowiednik antycznego radia w postaci marynarskich szantów podczas podróży. Dodatkowo w miastach możemy natrafić na jakieś melodie. Nie wiem natomiast jak do końca opisać voice acting. Z jednej strony stoi na naprawdę wysokim poziomie, ale ma się wrażenie takiego bardziej…hmm… teatralnego podejścia. Miejscami nie czułem emocji, które miałyby targać moim bohaterem.

Assassin's Creed Odyssey
Jeden z 7 cudów świata
Warto?

Krótko mówiąc? Tak. Gierka ma swoje wady, ale grało mi się w nią naprawdę przyjemnie. Nie miałem absolutnie żadnych momentów, w których myślałem „je#%ć tę grę”. Jest w niej też co robić, więc jeśli się wciągniemy to zapewni nam godziny zabawy.  Z drugiej strony nie wydaje mi się, żeby Assassin’s Creed: Odyssey było grą wybitną i kamieniem milowym branży jak chociażby pierwsze dwie części serii. Ode mnie solidne 8/10, polecam sprawdzić jak gdzieś się trafi w dobrej cenie.

Recenzja na podstawie egzemplarza własnego