Kiedyś zagram… z czeluści bibliotek #15 – The Council

Z przygodówkami w moim wykonaniu jest podobnie jak ze skradankami – generalnie lubię, ale jestem w nie do dupy. Moja zabawa z przygodówkami zwykle kończy się na bardziej niż standardowo skomplikowanej (albo zrytej) zagadce. Niejako z pomocą przyszło mi studio Telltale, gdzie mogłem spokojnie przeżywać historię. Troszkę z tego podejścia przejęło także Big Bad Wolf tworząc The Council.

Założenia

The Council jest przedstawiany jako gra narracyjna z elementami RPG i… w sumie można się z tym zgodzić. Na początku gry wybieramy swoją „ścieżkę kariery”, dzięki czemu wskażemy z których początkowych umiejętności będziemy korzystać na starcie. Te spoza naszego „drzewka” będzie trudniej nam rozwinąć, ale ostatecznie w trakcie gry możemy wymaksować praktycznie wszystkie zdolności. Co nam one dają? Ano otwierają inne opcje dialogowe czy możliwość zauważenia jakiegoś dodatkowego szczegółu podczas gry. I to byłoby na tyle z naszym „elementem RPG”. Ma on pewne plusy – grę będzie można powtórnie skończyć w nieco inny sposób.

The Council

Jeśli chodzi o pozostałe elementy, to The Council nastawia się głównie na dialogi pomiędzy postaciami. Odpowiednie rozwijanie umiejętności oraz wykrywanie mocnych i słabych stron przeciwników bardzo przydaje się na późniejszych etapach. Zagadki również w grze występują, ale nie są one jakoś specjalnie skomplikowane. Znaczy inaczej – łatwe to one nie są, ale jeśli nazbieramy sporo dodatkowych informacji dzięki naszym umiejętnościom, to dostaniemy naprawdę sporo wskazówek.

Co tu się…

Akcja The Council umiejscowiona jest w czasie trwania rewolucji francuskiej. Naszym głównym bohaterem jest Louis, który przybywa na tajemniczą wyspę w poszukiwaniu zaginionej matki, która podążyła tropem starożytnej księgi. Niewiele wiadomo o samym właścicielu wyspy poza tym, że jest bardzo wpływowym człowiekiem. Nic dziwnego, na wyspę razem z nami przybywa m.in. George Washington czy Napoleon Bonaparte. Nie chce spojlerować co się dzieje w trakcie, więc więcej informacji tutaj nie przytoczę. W trakcie gry sama wiedza historyczna nie jest nam niezbędna, ale nie ukrywam, że się przydaje. Dzięki temu łatwiej jest wyłapać pewne smaczki, które oferuje nam The Council.

The Council

Powiem szczerze, pierwsze wrażenie The Council robi naprawdę fenomenalne. Klimat dobrego kryminału jest naprawdę świetny i mimo pewnych niedoróbek – wsiąka się w grę bez żadnego problemu. Szkoda tylko, że fantastycznie jest jedynie przez 2 z 5 epizodów oferowanych przez grę. Epizod trzeci prezentuje przyzwoity poziom, ale 4 i 5 to straszna padaczka. Nie mogę spojlerować, ale powiem, że poziom z jakim wszystko się spieprzyło jest porównywalny z ostatnim sezonem Gry o Tron. Albo zakończeniem z Assassin’s Creed 2. Nagle z naprawdę wciągającej powieści detektywistycznej przeszliśmy w „nie mówcie mi, że to znowu taki temat”. Nie wiem, czy podmieniono w ostatnim momencie scenarzystę na Pana Wiesia, ale powiem krótko – zjebaliście.

The Council

Przejście całości zajęło mi około 12h, ale zapewne da się to zrobić szybciej. Jak mówiłem – mistrzem świata w rozwiązywaniu zagadek nie jestem, więc nad niektórymi spędziłem trochę czasu. Z tego co zdążyłem się zorientować gra ma wiele różnych  zakończeń, więc jeśli chcemy przejść grę w 100% to musimy pomnożyć czas potrzebny do ukończenia przynajmniej x5.

Audio-Wideo

Teren wyspy wygląda naprawdę przyzwoicie, chociaż gra raczej mocno ogranicza obszar poruszania się do nabrzeża, posiadłości oraz ogrodu. Nie za bardzo jest się tu do czego przyczepić. Nieco gorzej jest z postaciami. Część wygląda… dziwnie. Chyba najmniej zastrzeżeń można mieć do prezydenta Stanów Zjednoczonych, natomiast postacie żeńskie… Eh…wyglądają jak wariatki. Wytrzeszcz oczu i dziwne oświetlenie zdecydowanie nie pomaga. Nie można również nie zauważyć, że czasami animacja postaci jest naprawdę drętwa. Jednak w przygodówkach można to jeszcze przełknąć.

The Council

Nieco mniej  podoba mi się oprawa dźwiękowa, a zwłaszcza głosy postaci. Już nie będę się czepiał, że Louis nie mówi nawet z francuskim akcentem (a np. Napoleon już tak), bo to jeszcze bym przeżył. Natomiast voice acting matki głównego bohatera czy Elizabeth Adams jest tak irytujący, że naprawdę aż chce się unikać dialogów z nimi. Chyba ktoś w studio nie za bardzo przepadał za kobietami, bo ani na nie patrzeć, ani ich słuchać.

Dobre?

Gdybym miał oceniać pierwsze 2 epizody, to może nawet skusiłbym się na 9/10. W połączeniu z trzecim zjechałbym do 7,5. Pech niesamowity – przeszedłem całość. Ostatnie dwa epizody są takim rynszotkiem, że 5/10 to jest dla mnie absolutny max dla tego tytułu. Tym bardziej dziwi mnie 85% pozytywnych recenzji użytkowników na Steamie. No chyba że ludzie wrzucali recenzję przed ukończeniem tytułu.

Recenzja na podstawie egzemplarza własnego

Szukasz prezentu? Sprawdź smartfony Motorola:

Motorola Moto G9 Plus

Motorola Moto G9 Play

Motorola Moto E7 Plus