Kiedyś zagram… z czeluści bibliotek – Monster Train

Jeżeli deckbouilder mnie wciągnął, to musi być naprawdę niezły.

Kolejna gra z biblioteki Game Pass na PC. Co tu się dziwić – gier jest tu mnóstwo, a niektóre nie przyciągają nazwami. Tak właśnie jest w przypadku Monster Train – gry, która wygląda jak mobile, odstrasza nazwą i jest deckbuilderem, za którymi nie przepadam zbytnio. Ale Seraf zarekomendował i gra zbiera fantastyczne oceny, więc grzechem było nie spróbować.

seraph MT

Piekło zamarzło…

…i to dosłownie. Historia gry, czyli najmniej istotny jej element, odbywa się po zniszczeniu piekła i zamrożeniu go przez armię niebios. Nasz pociąg wiezie ostatni odłamek Pyre – ogniwa, które musimy dowieźć, aby odmrozić piekielne czeluści. Wybieramy 2 klany (główny i pomocniczy) i ruszamy do celu. Na drodze będziemy musieli walczyć z siłami niebios.

mt battle

Innymi słowy – rozpoczynamy run, przebijając się przez kolejne etapy, mierząc się z falami wrogów. Pomiędzy pojedynkami zbieramy kolejne karty i ulepszenia. Po drodze spotkamy też dwóch bossów i final bossa. Po każdym „większym” bossie ulepszamy sobie championa. Jeżeli graliście w Slay the Spire, to doskonale wiecie, czego oczekiwać. Główną różnicą jest to, że kartami nie wyprowadzamy ataków, a zamiast tego budujemy armię. Nasz pociąg ma 4 poziomy, z czego najwyższy to Pyre, który potrafi się jednak bronić (są nawet karty, które to wykorzystują).

Graficznie i muzycznie

W takiej grze nie ma co się rozpływać bardzo nad grafiką, ale nad stylem już można. Chociaż rysunki i design większości postaci nie powalają, to jest zdecydowanie lepiej, niż w odrzucającym mnie Slay the Spire, gdzie wszystko wygląda jak żywcem wyjęte z Flash’owej (świeć Panie nad jego duszą) gierki z roku 2007. W Monster Train przynajmniej widać, że ktoś nad grafiką się postarał – jest całkiem przyjemnie dla oka.

MT incarntion of darkness

Audio też daje radę. I choć słychać, że niektóre kwestie potworów są nagrywane i montowane przez amatorów, to nie kłuje to w uszy. Za to muzyka naprawdę daje radę. Jak na produkcję tego kalibru, jest zaskakująco dobrze. Gdy rozpoczynamy jakiś etap na górze pojawia się też nazwa utworu <- ta funkcja powinna być w każdej grze.

Mechanika – bierzemy co najlepsze i robimy ultimate mix

Zdecydowanie z takiego założenia wyszli twórcy Monster Train. Ogólnie jest to rouge-like deckbuilder, czyli startujemy ze skromną talią kart i zdobywamy kolejne w miarę pojedynczego run’u. Czerpane są z talii głównej danej rasy i karty w niej odblokowujemy zdobywając poziomy daną rasą. Same karty przypominają BARDZO to co możemy zobaczyć w HearthStone i mają podobne właściwości. Każda jednostka ma swoje punkty ataku, życia, ewentualnie tarczę i umiejętności specjalne. Po przywołaniu jednostki możemy leczyć, buffować, itp. Same karty można ulepszać na specjalnych stoiskach, które spotykamy na drodze.

MT track

Do dyspozycji mamy 5 ras (+1 w dodatkowym DLC), z czego każda oferuje 2 chapmionów i ogromną talię, którą odblokowujemy progresem w grze. Trzeba tu wspomnieć, że nawet jeśli run nam się nie uda, to i tak zdobędziemy nieco doświadczenia i ewentualnie odblokujemy karty w talii. Na każdy run wybieramy dwa klany i… w zasadzie tyle. Dalej dobieramy już taktykę w zależności od tego, co nam będzie wypadać po drodze. A możliwości jest naprawdę sporo.

mt merchant

Działa tutaj bardzo powszechna zasada – easy to learn, hard to master. Gra wydaje się relatywnie łatwa i pierwsze runy idą bardzo gładko, z tym że nie dojeżdżamy do końca. Po kolejnej porażce przekonujemy się, że trzeba ruszyć trochę szarymi komórkami, aby dowieźć Pyre. I tu Monster Train lśni – możliwości robienia efektywnych buildów jest całe mnóstwo. Możemy grać na same jednostki, na czary, efekty kuli śnieżnej, triggerowane efekty, etc. Musimy też być przygotowani na różne sytuacje – na przykład na usuwanie przeciwników z ostatniej linii, którzy potrafią dawać upierdliwe buffy pozostałym wrogom.

Trochę na balans ponarzekajmy… i kilka innych rzeczy

Jak łatwo się domyślić, niektóre buildy są zbyt potężne, natomiast inne bardzo słabe. Często-gęsto jest też tak, że tworzymy naprawdę świetny build, ale trafimy na upierdliwego mini-bossa, który zniszczy nam w moment całą metę. Ale taka natura tych gier. Zdarza się też, że wypadające karty są żałosne i nie układają się nijak w całość. Losowość robi swoje, na szczęście nie ma z tym tragedii. Bywają też miłe zaskoczenia – teoretycznie nieudany build nagle doprowadza nas na koniec toru. I szczerze… to koniec mojego narzekania. Naprawdę.

mt karty po potyczce

Nie dziwię się tak wysokim ocenom – parę słów na koniec

Nigdy bym nie przypuszczał, że tak się wciągnę w rougelike deckbuildera. Mnogość kombinacji, ilość potencjalnych buildów, do tego fantastycznie skrojone talie, które świetnie się uzupełniają i cholernie satysfakcjonujące potyczki sprawia, że nawet nie czujemy, ile czasu w Monster Train spędzamy. A to naprawdę perfidny złodziej czasu jest 😉

MT run start

I tylko obawiam się, że Monster Train skończy jak Immortals: Fenyx Rising. Jest reklamowana praktycznie jak mobilniak i taki daje „vibe”. Ale polecam się przełamać i spróbować. Skoro nawet ja się w nią wciągnąłem, to dla kogoś kto lubi karcianki albo rougelike’i jest to tytuł must have. No i oczywiście – gierka dostępna jest za darmo na Game Passie.