Ceremonia otwarcia BlizzCon, zwanego również BlizzConline za nami. Ło panie, ale to była męczarnia. Nawet Diablo nie pomogło za bardzo.
W piątek o 23:00 rozpoczęła się kolejna edycja święta fanów studia Blizzard, które jednocześnie świętuje w tym roku 30. rocznicę powstania. Czy z tego powodu BlizzCon 2021 był jakiś bardziej wyjątkowy? Huczniejszy? Bogatszy w niespodzianki i prezenty dla graczy? Nic z tych rzeczy! Był przydługi, zanudzający i rozczarowujący nawet w najciekawszych – zdawałoby się – momentach. Jasne, dla każdego inna gra Zamieci jest tym „numerem jeden”, ale brak chociażby wspomnienia o Overwatch i Overwatch 2 w głównym paśmie… czyżby „it’s over-watch”?
Prześliźnijmy się jednak po ceremonii otwarcia, by przyjrzeć się temu, co Blizzard chciał nam (nie)pokazać. Materiał poglądowy macie poniżej (od 29:50):
Prolog
Cała impreza zaczyna się od podkreślenia tego, jak ważne są dla nas gry, przy których dorastaliśmy i jak wielki wpływ miały na nasze życie. Przy okazji, zarówno w wypowiedziach osób, jak i później na T-shircie J. Allena Bracka dostrzec można symbole poparcia dla ruchów LGBTQ. Szanujemy, ale będziemy szanować jeszcze mocniej, jeżeli pojawią się one również po spłynięciu pieniędzy z Arabii Saudyjskiej. Nie słyszeliście? Kraj, w którym homoseksualizm jest restrykcyjnie karany, zainwestował 3 miliardy dolarów w różne studia na świecie, w tym właśnie w Activision-Blizzard. A mając w pamięci, jak Blizz kajał się przed Chinami… mogliśmy właśnie tęczowe koszulki oglądać po raz ostatni. Chyba, że jednak studio postawi ideologię ponad wkurzanie inwestorów, ale czy wróżki-zębuszki istnieją?
Akt I – retro, w które nikt nie zagra
Czego oczekujemy po 30-leciu marki? Zapewne nowych wydań ich starych gier. Nikt jednak nie chciał kolekcji „Blizzard Arcade Collection”. Z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze, takie kolekcje powinny być rzeczywiście kolekcjami. Popatrzcie na SEGA, czy Rare. Blizz ma 3 gry z czasów szalonej pikselozy i wlepił je do jednego pudełka. Produkcja tylko dla największych fanatyków, którzy pamiętają, czym jest Blackthorne, The Lost Vikings oraz Rock N Roll Racing. Ja pamiętałem tylko o dwóch pierwszych, ale i tak nie mam ochoty w nie grać. Chyba, że na Switchu, bo i tam kolekcja wyszła.
Blizzard zdaje się jednak rozumieć, że może nie do końca jest to super opcja na 30-lecie, więc Blizzard Arcade Collection dorzucą za darmo do pakietów The Celebration Collection na PC oraz Blizzard 30-Year Celebration Collection na konsolach (zestawy z różnymi rocznicowymi pierdołami, które normalne studio daje za darmo w ramach świętowania, a w Blizzardzie kosztują nawet 60 euro). W innym wypadku trzeba zabulić 20 euro.
Akt II – WoW, jak tu nic ciekawego
World od Warcraft to w tym momencie już w zasadzie dwie gry. Ta „zwykła” i „Classic”. Zdawałoby się więc, że coś ciekawego można wymyślić. Podczas gdy na prezentacji z okazji 30-lecia dowiedzieliśmy się, że WoW dostanie dodatek do dodatku (serio!), a do Classica dodadzą… The Burning Crusade. Ciekawe, kiedy do Classica dodadzą Shadowlands. I czy wtedy Blizzard znów wypuści World of Warcraft Classic na nowej-starej-starej vanili?
Akt III – w Hearthstone w końcu coś nowego
Rozpoczyna się rok gryfa, a wraz z nim kilka zmian. Część to oczywiście nowe karty, bla bla… ALE. Część rzeczywiście może się spodobać. I sprawić, że ktoś będzie chciał jeszcze tę karciankę zainstalować, bowiem w tym momencie nadążają za nią jedynie fanatycy, grający od 8 lat, a każda nowa osoba odbija się od wyśrubowanego poziomu trudności, ustawionego przez zupełnie przesadzone (żeby nie napisać: przejeb…) karty z jakimiś questami, bohaterami i innymi cudami, do których gracze z podstawowym deckiem nie mają dostępu.
Po pierwsze, zmiana podejścia do podstawowego decku. Tam znaleźć ma się jakieś 230 kart i wszystkie mają być dostępne DLA KAŻDEGO i OD RAZU, bez konieczności ich zdobywania. Ustabilizuje to niejako sytuację w ELO 20 i sprawi, że nawet początkujący będzie mógł coś sobie z tych kart ulepić.
Druga zapowiedź mnie zarówno zaciekawiła, jak i rozbawiła. Oto bowiem, wzorem World of Warcraft, Blizzard odpala „Hearthstone Classic”, a więc wersję premierową gry raz jeszcze. Bez tych wszystkich zjeb… dodanych później kart i zasad. Jak było na początku, teraz i za… darmo.
I jest też nowy tryb w stylu rogue-like, gdzie nasi bohaterowie przemierzać będą ościeżkowane lochy. Coś na wzór szalenie popularnego Slay the Spire. I to akurat może wyjść ciekawie.
Ach, wiecie jak Blizzard świętuje swoje 30-lecie z graczami Hearthstone? Dając im – uwaga – JEDNĄ darmową kartę i JEDEN eventowy rewers. Niech żyją, żyją nam…
AKT IV – Diablo
Dla wielu miało to być „mięsko” całej ceremonii otwarcia. I było, tylko miejscami niedopieczone i bez spodziewanych dodatków. Gdzie ziemniaczki do tego steka? Ale zacznijmy po kolei.
Diablo IV. Ok, pokazali nową klasę, ale kurr… WIDZIELIŚCIE JAKOŚĆ TEGO ZWIASTUNA? Toć to wyglądało, jak lepione na kolanie. Mistrzowie CGI, którzy od czasów Diablo II zachwycali mnie swoimi cinematicsami stworzyli coś, co wygląda jak przerywnik filmowy z Assassin’s Creed II sprzed niezliczonej liczby lat. Ehh…
A sama postać? No fajna, wygląda jak miks Lary Croft, Ezia, Amazonki i Łowczyni, czyli jest szansa, że w czyjeś gusta trafi. Większy problem mam jednak z samą prezentacją rozgrywki. Postaci wydają się na niej takie… małe, bez wagi, mocy. OK, jest to realistyczne, ale Drogi Blizzardzie, ludzie nie krytykowali Diablo III za to, że nie miało fotorealistycznych postaci z realistycznymi proporcjami, ale za ogólny klimat graficzny. Gdyby postaci w Diablo IV były nieco bardziej „chunky”, gra na pewno by nie straciła swojego mroku, a dla gracza byłaby zarówno bardziej czytelna, jak i przyjemniejsza.
Wciąż brak konkretnych dat premiery.
Diablo Immortals. Nic.
Diablo II: Resurrected. Jasny punkt całej prezentacji. Remake Diablo II na który czekaliśmy. Zaraz, remake? A dlaczego nie „remaster”? Już tłumaczę – Diablo II nieodwracalnie straciło swój kod źródłowy jeszcze na etapie prac nad grą i tylko dzięki zachowanym u pracowników backupowym buildom udało się w ogóle tę grę wydać. Oznacza to, że najpewniej do stworzenia wersji Resurrected zastosowano inżynierię wsteczną, a więc napisano kod źródłowy na nowo, bazując na efekcie wynikowym, jakim jest gotowa gra. To tak jakby pisać scenariusz filmu, bazując na już gotowym dziele. O ile dialogi zapewne spiszemy dokładnie, tak już np. opisy mogą się nieznacznie różnić.
Na szczęście Resurrected wydaje się być całkiem przyzwoitym kawałkiem kodu, a na pewno takim, który dla każdego fana będzie must-have, przynajmniej do sprawdzenia. Obawiam się tylko jednego. Diablo II: Resurrected wydane zostanie także na konsole ze sterowaniem dostosowanym do kontrolerów. Mam nadzieję, że nie odbije się to mocno na interfejsie dla pecetowców. Wolałbym zobaczyć tak mocne i dobrze wykonane rozróżnienie obu wersji, jak chociażby w przykładzie Diablo III, gdzie wersje PC i konsole różniły się pod tym względem diametralnie.
No i jest jeszcze kwestia studia Vicarious Visions, twórców świetnego remake’a Tony Hawk’s Pro Skater 1 + 2, które zaangażowane jest w prace nad Diablo II. Obawiam się jednak, że nie są oni oryginalnymi twórcami, a Blizzard wyłącznie sprowadził ich, bo pierwsze efekty nie były zadowalające. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Epilog
Nic o Overwatch, HotS nie żyje (ale tego się spodziewaliśmy), o StarCraft nawet zająknięcia… A szkoda. Nie takich obchodów 30-lecia, bez ważnych tytułów, chcieliśmy. Oby kolejne zapowiedzi pozwoliło to nadrobić. No i widać po tej godzinie, skąd niespodziewanie atakuje jeszcze pandemia:
Widać doskonale jak trudno robi się godzinne prezentacje bez 15 minut na okrzyki i oklaski klakierów.
— Bartłomiej Sieja (@BartSieja) February 19, 2021