Szef Xboxa chce być naszym tatą. Już najpewniej znamy zwycięzcę kolejnego wyścigu konsol…

Phil Spencer (obecny szef Xbox) chyba nic się nie nauczył na PR-owej katastrofie przy premierze Xboxa One. Wyścig konsol nowej generacji jeszcze na dobre się nie zaczął, a już najpewniej jest pozamiatane.

Phil Spencer jest szefem działu Xbox od marca 2014, zastępując na tym miejscu Dona Mattricka, który odszedł kilka miesięcy wcześniej w cieniu kompletnej porażki i kompromitacji. Każdy chyba pamięta, ile kontrowersji i problemów było z Xboksem One przed i tuż po premierze, także nie będę się tu na ten temat rozpisywał. Phil Spencer naprawdę przyczynił się do wyjścia Xboksa na prostą i trzeba mu to przyznać. Chyba jednak narracja polityczna za bardzo uderzyła mu do głowy na ostatnim E3…

Wróćmy jeszcze trochę do czasu sprzed premiery PlayStation 4 i Xboxa One. Sony wykorzystało perfekcyjnie błędy Microsoftu i robiło wszystko to, czego gracze chcieli i oczekiwali. Gracze chcieli konsoli do gier z kilkoma fajnymi funkcjami i Sony im to zapewnił. Xbox ze swoim „kombajnowym” podejściem sam w sumie nie wiedział czym ma być i skończyło się to początkowo marnie. Sony, jak widać, obecnie stosuje dokładnie tę samą taktykę. Nie pojawił się na E3, czekając na prezentację i błędy Microsoftu. I doczekał się.

Phil Spencer już jakiś czas temu zaczął płynąć po narracji tworzenia środowiska gier bezpiecznym, przyjaznym i inne bzdety, których oczekuje się po dyrektorze wykonawczym. Pisał o wspieraniu środowiska, rozwijaniu technologii i zapewnianiu bezpieczeństwa w sieci. Super, typowa korpo-gadka, do której nikt nie przykuwał zbyt wielkiej wagi. Do czasu, aż podczas E3 Phil udzielił wywiadu dla serwisu Kotaku, kiedy to dziennikarz Stephen Totilo zapytał Spencera właśnie o jego blog i „co on dokładnie miał na myśli”. I tu zaczyna się robić dziwnie… a do tego naprawdę niepokojąco.

Jedynym powodem, dla którego opublikowaliśmy (ten blog) teraz, jest to, że robimy postępy w projekcie Gaming For Everyone() Kierunek, w którym zmierzamy nie podoba się marginesom. Wypowiadałem się już na ten temat publicznie: Xbox Live nie jest platformą wolności słowa. To nie jest miejsce, w którym każdy może przyjść i cokolwiek powiedzieć. A ponieważ pracujemy nad zapewnieniem, że jest to bezpieczne i integracyjne środowisko dla wszystkich, nie chcę być w tym nieprzejrzysty. Chcę być w tym bardzo bezpośredni, żebyś zrozumiał naszą motywację.

Wow… Nie dość, że Spencer wyraźnie nakreślił, że na platformie Xbox nie można mówić wszystkiego, to jeszcze nazwał część swoich klientów marginesem. Wydaje mi się, że ten „margines” o którym mówi Phil, to w dużej mierze oddani gracze, którym nie podoba się takie stanowisko. Trzeba zatem włączyć guzik „toksyczny, biały mężczyzna-gracz”, żeby zgnieść głosy zaniepokojenia, zanim się jeszcze pojawią.

Żeby nie było, że panikuję, dalej robi się jeszcze ciekawiej. Dalej bowiem Totilo stwierdza, że toksyczne społeczeństwo jest problemem również dla niego (no biedak po prostu) i że to ogólny problem całego gamingu. Zapytał więc, czy Xbox ma jakieś konkretne plany, albo postępy do stworzenia… i tu dosłowny cytat:

(…) of finding a way to make online gaming space a less hateful, less misogynistic space, a less racist space.

Dobra robota, Kotaku. Teza postawiona już w pytaniu. Wywiad przypomina bardziej wylew na graczy, niż wywiad, ale do rzeczy. Odpowiedź Phila:

Chciałbym powiedzieć dwie rzeczy i naprawdę kocham tę konwersację.

No dobra, ten fragment wrzuciłem tylko po to, żebyście poczuli tą dawkę żenady i wzajemnego włazodupstwa. Jedziemy do konkretów, bo się 10 stron zrobi zaraz:

Myślę, że kiedy patrzymy w przyszłość, kiedy mówimy o toksyczności w Internecie, nie odnośmy się tylko do gier, oczywiście(…) To jest też Twitter. Jest wiele różnych miejsc.

Totilo:

Komentarze YouTube. Twitch czat

Spencer:

Myślę, że anonimowość Internetu i możliwość komentowania komukolwiek to naprawdę trudna rzecz do odblokowania. Jedną z rzeczy, które w grach naprawdę nam pomagają, jest to, że twoje konto Xbox Live ma przyjaciół, tożsamość i stan, wydaje się, że to sprawia – i to jest dobre – wydaje się, że gracz znacznie bardziej dba wtedy o swoją reputację. Zbanowanie kogoś na Twitterze – pięć sekund zajmuje mi utworzenie innego konta.
Więc kiedy myślimy o naszej zdolności do długoterminowego stworzenia systemu, który rzeczywiście ma pewną zdolność do wpływania na zachowanie, myślimy o fakcie, że nasze konto ma przyjaciół, historię i relacje – daje nam to dobre relacje z klientem, faktycznie przekazują pewne prawdziwe zasady i obowiązki. Ale myślę, że tak samo jest z grami, chodzi o społeczności online.

Moje tłumaczenie może wydawać się słabe, jednak w oryginale też to tak źle brzmi, dlatego nie chciałem go zbyt korygować.

W skrócie

TL;DR – Philowi Spencerowi nie podoba się wolność słowa i anonimowość w Internecie i cieszy się, że Xbox Live umożliwia im aktywną moderację i weryfikację tego co mówisz, piszesz, etc. na ich platformie. Zapomnij o mówieniu czego tylko chcesz podczas gry ze znajomymi. Tata Phil już pilnuje (wraz z armią moderatorów), żebyś przypadkiem nie powiedział czegoś nie tak. W nagrodę ban, albo inne ciekawe ficzery. Gdyby tylko istniała taka funkcja, jak wyciszenie gracza…

Czy ci ludzie urwali się z Księżyca? Jak taka osoba jak Phil Spencer – człowiek który dosłownie uratował Xbox od kompletnej śmierci – może publicznie wygłaszać takie bzdety? Chrońmy dzieci? Najwięcej hejtu w grach doświadczamy właśnie od dzieci. Nie ma to jak 11-sto latek chwalący się, ile to upojnych nocy spędził z moją matką. Ale nie, Phil i Microsoft nie skupią się na uświadamianiu rodziców, że Call of Duty to nie jest gra dla 10-letniego Brajanka i że powinni poświęcić mu 20 minut dziennie więcej, żeby posłuchać, co ich pociecha mówi podczas grania do obcych ludzi. Łatwiej jest zrzucić wszystko na tych strasznych, toksycznych, mizoginistycznych graczy. Najłatwiejszy target do szkalowania. Szkoda tylko, że Spencer chyba nie zdaje sobie sprawy, że Ci „toksyczni, mizo-itakdalej” gracze, to ich główni klienci. I w przeciwieństwie do dzieci wrzeszczących na czacie CoD, mają już własne karty kredytowe. Przytoczę tu cytat ze stanowiska Razer Brazil z naszego ostatniego artykułu:

Od zawsze, jako gracze, skonfrontowani jesteśmy z wszelkimi rodzajami uprzedzeń i stereotypów.

Chyba nie tylko w filmach i grach jest kryzys twórczości, managerowie chyba przechodzą podobny kryzys. Narracja o „złych graczach” powinna zdechnąć z dorośnięciem naszego pokolenia, jednak wróciła jak bumerang. Najłatwiej jest pokazać rodzicom, że Xbox to platforma „family friendly” i ten znaczek PEGI na pudełku od gry, to nic ważnego w sumie. Może to i dobrze. Niech Xbox reklamuje się rodzicom, jako przyjazna platforma do Minecrafa. Nadzieja w tym, że Sony będzie bardziej rozsądne pod tym kątem. Zawsze też mamy nasze ukochane PC.

Źródło: Kotaku